Artykuły
Tym miłosierdzia nie okazujemy

Tym miłosierdzia nie okazujemy…
Miłosierdzie to jedno z najtrudniejszych doświadczeń duchowych, jakie może spotkać człowieka. Mówimy o nim często w kontekście pobożności, nabożeństw czy pięknych obrazów religijnych, ale gdy przychodzi chwila próby, okazuje się, że miłosierdzie wymaga od nas czegoś, co przekracza nasze siły. Wymaga bowiem kochać tego, kto nie tylko nie zasłużył na miłość, ale wręcz ją podeptał. Przyjacielowi łatwo podać rękę. Bliskiemu można przebaczyć, bo wciąż pozostaje więź, która daje nadzieję na odbudowanie relacji. Ale co zrobić, gdy trzeba otworzyć serce przed kimś, kto świadomie zniszczył w nas to, co najcenniejsze?
Miłosierdzie to nie jest naiwność. Nie chodzi o to, aby udawać, że nic się nie stało, że rana nie boli. Prawdziwe miłosierdzie rodzi się właśnie w cieniu krzywdy, w bólu i poczuciu niesprawiedliwości. To moment, w którym człowiek mógłby wybrać nienawiść, a jednak decyduje się na miłość. Nie chodzi o miłość uczuciową, ciepłą i wdzięczną, ale o miłość nagą, pozbawioną wszelkich zabezpieczeń. To wybór serca, które wbrew wszystkiemu nie zamyka się, lecz pozwala, by dobro zwyciężyło zło.
Miłosierdzie wobec przyjaciół nie istnieje. Przyjacielowi okazujemy czułość, szacunek, współczucie. Miłosierdzie pojawia się wtedy, gdy w grę wchodzą nasi wrogowie. To wobec nich musimy podjąć decyzję, czy chcemy być podobni do Boga, czy też zrezygnujemy i oddamy się w ręce gniewu. Bo właśnie w tym miejscu Bóg pokazuje swoją inność wobec człowieka. My pragniemy sprawiedliwości, a On ofiaruje łaskę. My mówimy: zasłużył, On odpowiada: przebaczam.
Miłosierdzie jest więc rewolucją w naszym myśleniu. Burzy naszą logikę nagrody i kary. Uczy, że prawdziwa wielkość nie polega na tym, by wymierzać sprawiedliwość, ale na tym, by umieć kochać wbrew wszystkiemu. Trudno jest przyznać, że największa wolność człowieka objawia się nie w zemście, ale w przebaczeniu. Człowiek, który nie potrafi przebaczyć, zostaje więźniem swojej krzywdy. Człowiek, który otworzy się na miłosierdzie, staje się wolny nawet wtedy, gdy w jego sercu wciąż żyje ból.
Miłosierdzie nie oznacza zgody na zło. To raczej decyzja, by nie odpowiadać złem na zło. To wyciągnięcie ręki nie po to, aby usprawiedliwić krzywdę, ale aby pokazać, że krzywda nie ma ostatniego słowa. Ktoś, kto potrafi być miłosierny, daje dowód, że jego serce nie zostało złamane do końca. Miłosierdzie to akt odwagi, to sprzeciw wobec odruchów instynktu, to prawdziwa siła, która nie potrzebuje przemocy, aby zwyciężyć.
Można powiedzieć, że miłość jest łatwa, gdy spotyka się ze wzajemnością. Miłość przyjaciół rodzi się naturalnie, ma w sobie coś z wdzięczności i radości. Miłosierdzie natomiast jest trudne, bo jest sprzeczne z naszym odruchem obronnym. To dlatego tak rzadko się na nie decydujemy. Wolimy zamknąć serce, pielęgnować urazę, bo wydaje się nam, że w ten sposób chronimy swoją godność. Tymczasem godność nie rodzi się z pamiętania o doznanych krzywdach. Godność rodzi się z odwagi, by wyjść poza granice własnej słabości.
Miłosierdzie jest najczystszym obrazem Boga w człowieku. Tam, gdzie człowiek okazuje miłosierdzie, tam można naprawdę dotknąć czegoś większego niż natura. Tam objawia się cud, którego świat nie potrafi wytłumaczyć. Dlatego miłosierdzie zawsze budzi zdumienie. Jest czymś nadprzyrodzonym w codziennym życiu, znakiem, że człowiek nie jest skazany na logikę odwetu, ale potrafi żyć według innego prawa.
Miłosierdzie wobec wrogów nie jest słabością. Jest największym zwycięstwem, jakie można odnieść. Zwycięstwem, które nie poniża drugiego człowieka, ale daje mu szansę. Kto potrafi być miłosierny, ten uczy się, że nawet największa krzywda może stać się początkiem nowej drogi. Miłosierdzie nie usuwa przeszłości, ale pozwala jej nie niszczyć przyszłości. A to jest dar, którego świat najbardziej potrzebuje.
Mateusz Szerszeń

















