Artykuły
Tajemnica upadku - ks. Mateusz Szerszeń

W głębi Starego Testamentu, wśród proroczych słów Ezechiela, znajduje się tajemniczy fragment, który rzadko przykuwa uwagę współczesnych czytelników. To lament nad królem Tyru, który od wieków intrygował Ojców Kościoła i teologów swoją podwójną warstwą znaczeniową. Bo choć tekst mówi o władcy starożytnego miasta, ton, obrazowość i symbolika przekraczają ramy ludzkiego życia. Wydaje się, że pod powierzchnią historyczną kryje się coś znacznie głębszego – duchowa opowieść o upadku najpiękniejszego z aniołów, o buncie Lucyfera.
„Byłeś odbiciem doskonałości, pełen mądrości i niezrównanie piękny” czytamy w Ez 28,12. Bóg stworzył istotę tak doskonałą, że stała się zwierciadłem Jego własnej chwały. Ten opis nie pasuje do żadnego człowieka. Pasuje natomiast do bytu duchowego o niezwykłej randze. Lucyfer, „niosący światło”, był cherubinem, należał do jednego z wyższych z chórów anielskich, według tradycji stojących najbliżej Boga. Nie był przeciętnym aniołem. Był doskonały, ale tylko do czasu.
W wizji Ezechiela znajdziemy dziewięć kamieni szlachetnych, które zdobiły tę postać. Dziewięć kamieni jak dziewięć chórów anielskich. Czy to przypadek? Raczej nie. Te kamienie symbolizują nie tylko piękno, ale i hierarchię duchową, jakby sam Lucyfer nosił w sobie harmonię całego nieba. Był zwornikiem duchowego porządku. I to właśnie on – paradoksalnie – stał się jego pierwszym burzycielem.
„Byłeś doskonały od dni twego stworzenia, aż znalazła się w tobie nieprawość” – mówi prorok. Zło nie zostało stworzone przez Boga. Zło „znalazło się”. Zrodziło się w wolności i pysze. Lucyfer nie upadł z biedy, nie był kuszony przez coś zewnętrznego. Upadł, bo spojrzał w swoje własne piękno i zakochał się w nim bardziej niż w Bogu. Stał się pychą i narcyzem. Serce jego „stało się wyniosłe”, a przezorność – czyli duchowa roztropność – zanikła. Zapadł się w sobie, bo każdy z nas mimo piękna jest nicością przed Bogiem.
To ostrzeżenie dla każdego z nas. Im bardziej ktoś jest utalentowany, piękny, święty, tym bardziej potrzebuje czujności. Szatan czasami celowo nie kusi, pozwala człowiekowi wzrastać w samozadowoleniu, aż ten uwierzy, że jest już bezpieczny. Przestaje się modlić, czynić rachunek sumienia, czuwać i wtedy upada. Bo jak mówi mądrość: „kto chodzi po chmurach, musi uważać, żeby się nie poślizgnąć”.
Ezechiel mówi też o handlu – ale nie chodzi tu tylko o wymianę towarów. Mowa o duchowym handlu, nieuczciwości wewnętrznej. Szatan przestał służyć, zaczął wykorzystywać. Handlować chwałą, przekładać Boże dary na osobiste korzyści. To ten sam grzech, z którym Jezus walczył w świątyni, wypędzając handlarzy: duchowe rzeczy stają się towarem, modlitwa staje się strategią sukcesu, łaska – środkiem do osiągania celów. Ten rodzaj perwersji duchowej grozi także ludziom wierzącym. Gdy talenty religijne służą autopromocji, kazania stają się show, a sakramenty – dodatkiem do życia towarzyskiego. To duchowy handel, szatańska mentalność, która wdziera się niepostrzeżenie.
Upadek Lucyfera kończy się dramatycznie: „sprawiłem, że ogień wyszedł z twego wnętrza, aby cię pochłonąć”. Zniszczenie nie przyszło z zewnątrz. Płomień zrodził się wewnątrz, jakby pycha i grzech same siebie pochłonęły. Szatan stał się postrachem i „nieistnieniem”. Tekst kończy się słowami: „przestałeś istnieć na zawsze”. To tajemnicze zdanie można odczytać w sensie teologicznym: Lucyfer, choć trwa, przestał być tym, kim był. Przestał być światłością, stał się ciemnością. Przestał istnieć jako odbicie Boga. Jest jak negatyw istnienia. Przeciwieństwo imienia Boga: „Jestem, który jestem”.
Ta mało znana wizja z Księgi Ezechiela nie jest tylko teologiczną ciekawostką. To duchowe ostrzeżenie dla każdego człowieka, który zbliża się do Boga. Im wyżej się wznosimy, tym większe ryzyko upadku. Duchowa piękność bez pokory staje się zagrożeniem. Nadprzyrodzone talenty bez czujności – duchową pułapką. A jednak ta wizja nie ma wzbudzić w nas strachu. Ma nas obudzić. Bóg nie przestaje tworzyć piękna. Ale uczy nas, byśmy nie zakochali się bardziej w darach niż w Dawcy. Byśmy nie handlowali świętością, nie zapomnieli, że tylko pokora może uratować tych, którzy kroczą po chmurach.
Jeden ze świętych pisał przecież: „Lepiej być nędznym w pokorze niż wielkim w pysze, która prowadzi ku nicości”. Tylko pokora ocala aniołów przed staniem się demonami.

















